Wołga Gaz 21
Pojemność: 2500 cm3
Rok produkcji: 1977
Kraj pochodzenia: ZSRR/Ukraina
Właściciel: Szymon Małaczyński
Poniżej przedstawiam swoją i „krótką” historię zakupu Białej Wołgi Gaz 21 z Ukrainy.
Samochód został zarejestrowany po raz pierwszy w 1977 roku. Prezentowany egzemplarz był
produkowany w latach 1965 – 1970. Posiada jeszcze oryginalny lakier oraz wnętrze.
Od najmłodszych lat interesowałem się starą motoryzacją. Mój zachwyt budziły wielkie
samochody z przestronnym wnętrzem. Pamiętam z dzieciństwa jak dziadek miał piękną białą
Warszawę 223. Niedzielne wyjazdy do kościoła sprawiały że jako 4 letnie dziecko czułem się jak
ktoś wyjątkowy siedząc na czarnoczerwonej tylnej kanapie pomiędzy rodzicami. Po śmierci dziadka
Warszawa długie lata stała na podwórzu nie używana ze względu na wcześniejszy demontaż
silnika. Ale cała karoseria stała się obiektem zabaw. Wraz z kolegami udawaliśmy się w długie
podróże „Królową Polskich Szos”. Sprzątaliśmy ją, tankowaliśmy ( wodą oczywiście), dbaliśmy o
wnętrze oraz o epokowe gadżety samochodowe – jak krowa z bujającą się głową. Niestety lata stania
spowodowały, że korozja doprowadziła do rozkładu elementów blacharskich i pojawili się Panowie,
którzy skrzętnie ją pocięli i spakowali na przyczepę… Po Warszawie zostały drobne elementy oraz
najważniejsza dla mnie pamiątka – tabliczka z symbolem 223 montowana na desce rozdzielczej oraz
bezcenne wspomnienia.
Swoją przygodę z zabytkową motoryzacją zacząłem od remontu motocykla drugiego dziadka
a dokładniej CZ 175 z 1961 roku. Później pojawił się UAZ 469B. W miarę czasu zacząłem pragnąć
czegoś więcej. Zdecydowałem się na zakup Junaka M10 a później wózka bocznego do niego. Niestety
Junak nie chciał współpracować i po 2 latach remontów nie doszliśmy do porozumienia. W sercu
jednak zawsze marzyłem o tym żeby mieć swoją Warszawę . Wiele lat zastanawiałem się na zakupem
takiego samochodu. Życie tak się potoczyło, że zacząłem się spotykać z dziewczyną o wschodnich
korzeniach a dokładniej z Ukrainy
Kiedyś wieczorem przeglądając aukcje Warszaw trafiłem na ogłoszenie o Wołgę Gaz 21.
Warszaw w Polsce trochę jeszcze jest ale Wołg bardzo mało. Stwierdziłem to jest to! Przekonany
do radzieckiej myśli motoryzacyjnej po kilku latach użytkowania UAZa zmieniłem obiekt swoich
poszukiwań. Kilka miesięcy przeglądałem różne oferty ale nie mogłem znaleźć niczego godnego
uwagi. Zaczęliśmy szukać na Ukraińskich portalach ogłoszeniowych oraz za pośrednictwem naszych
znajomych. W między czasie zdobyłem informacje na temat przepisów importu samochodu spoza
Unii oraz jego rejestracji w Polsce. Pewnego wieczoru naszym oczom ukazała się Biała Piękność,
która pochodziła z Ukrainy a dokładniej z miasta Sumy skąd pochodzi moja Miłość Kasia. Stan na
zdjęciach bardzo dobry, opis szczery i dokładny tylko cena trochę droga.. Bez większych namysłów
zadzwoniliśmy do Kasi Mamy, która zaraz na drugi dzień udała się do sprzedawcy.
Samochód stał w garażu jakby niedawno wyjechał z salonu. Niestety nie posiadał numerów ramy. W
latach 70 tych nie były one wymagane a bez nich przez granicę nie da się przejechać. Dowiedzieliśmy
się, że jest możliwość nadania nowych numerów ale samochód musi przejść specjalną ocenę jego
oryginalności. Zajmuję się tym tylko jedna firma i to w Kijowie.
Poprosiliśmy właściciela Wołgi aby załatwił wszystkie dokumenty związane z nadaniem nr VIN.
Samochód pojechał na ekspertyzę do stolicy Ukrainy. Okres oczekiwania na wynik oględzin wynosił
2 tygodnie po czym dowiedzieliśmy się, że fatycznie z fabryki wyjechała Biała Wołga GAZ 21 o takim
wyposażeniu jaką reprezentował dany egzemplarz. Po przyjeździe na Ukrainę ustaliliśmy wstępnie
wszystkie formalności związane z zakupem samochodu i jego wywozem do Polski. Sprzedawca do
końca nie mógł uwierzyć, że poważnie chcemy go kupić i zabrać do Polski.
Po przyjeździe na Ukrainę skontaktowaliśmy się z Walerym – właścicielem Wołgi w celu jej
oględzin.
Od razu pojechaliśmy do warsztatu Kasi Wujka.
Po dotarciu do warsztatu od razu wjechaliśmy na kanał w celu oceny samochodu i jego możliwości
dojazdu do Polski. Od razu maska w górę, kontrola poziomu płynów, szczelności silnika i układu
chłodzenia. Jedyne co budziło nasz niepokój to mała nieszczelność pompy hamulcowo – sprzęgłowej
i ślady po małej nieszczelności chłodnicy. Zeszliśmy pod samochód, podłoga w stanie super, żadnych
dziur ani ognisk korozji oprócz końcówek nadkoli i progów. Od razu poszedłem do tyłu samochodu
aby sprawdzić stan oleju w mechanizmie różnicowym oraz szczelność wału. Kolejne zaskoczenie
– sucho, czysto, poziom w normie. Po wyjściu z kanału kontrola stanu blacharskiego na zewnątrz i
wewnątrz samochodu. Parę skaz się znalazło ( rysy, wgniecenia, ubytki lakieru, małe ogniska korozji)
ale jak na tak wiekowy samochód to nic! Po oględzinach zdecydowaliśmy się na zakup danego
egzemplarza.
Właściciel Walery zgodził się pokryć część kosztów nadania numerów i zadeklarował pojechać po
raz ponowny do Kijowa ( ok 500 km) w celu zakończenia procedury. Samochód wcześniej został
zarejestrowany na nowe tablice ze względu na to, że posiadał jeszcze stare czarno-białe radzieckie ,
na których opuszczenie kraju jest niemożliwe. Długo się nimi nie nacieszył gdyż musieliśmy posiadać
czerwone tablice tzw. Wywozowe. Cały kolejny dzień spędziliśmy na załatwianiu przerejestrowania
pojazdu.
Następnego dnia umówiliśmy się na spotkanie aby spisać umowę kupna – sprzedaży. Tu kolejna
niespodzianka… Umowa musi być spisana u notariusza. W czasie wizyty w kancelarii okazało się, że
ja jako obywatel Polski muszę posiadać ukraiński NIP w celu możliwości nabycia pojazdu. Od razu
poszliśmy do urzędu skarbowego żeby wystąpić z wnioskiem o to. Czas oczekiwania 2 tygodnie…
Pani notariusz przy pobieraniu opłaty za swoją usługę poinformowała nas, że kosztach jest
zawarty podatek dochodowy od zakupu, który ona opłaci. Na koniec okazało się, że jeszcze musiałem
opłacić sobie fundusz emerytalny ze względu na tą transakcję – 2% wartości pojazdu. Po załatwieniu
dokumentów wykupiliśmy ubezpieczenie i pojechaliśmy do Kijowa po samochód. Walery pojechał z
nami oficjalnie przekazać samochód gdyż po nadaniu numerów VIN zostawił go na parkingu i z Kijowa
wrócił autobusem. Kijów był na naszej trasie do domu więc po co było gonić go 2 razy po 500 km.
Standardowy przegląd przed trasą, olej, woda światła i ruszamy. Walery ze mną z przodu
tłumaczy i pokazuje co i jak trzeba zmieniać, kiedy włączać z tyłu Kasia ze swoją koleżanką Daszą,
która przyjechała nas odebrać z autobusu w Kijowie. Wjazd na stację, tankowanie, ruszamy dalej
i nagle na drodze pojawia się pan z biało świecącą pałką i każe nam zjechać na zatoczkę, a tam
policyjna Łada. Kasia w gotowości, żeby tłumaczyć ja podaje policjantowi dokumenty, patrzy i widzi
że Polak. Pyta się mnie czy rozmawiam po rosyjsku, ja no to że nie ale coś tam rozumiem. Czy piłem,
co tu robię, gdzie jedziemy. W momencie kiedy usłyszał, że do Polski spojrzał na mnie, w dokumenty,
na samochód, jeszcze raz na mnie, w dokumenty, na samochód, na swojego kolegę z patrolu po czym
oddał mi wszystkie papiery podał rękę i zszkowany życzył szerokiej drogi. To jedziemy przez Kijów a
za nami chmura dymu… Ciśnienie oleju zaczęło spadać więc przed wyjazdem z Kijowa zjechałem na
zatoczkę w celu sprawdzenia poziomu oleju. Moje największe obawy się potwierdziły, nie było go za
wiele. Z rury wydechowej aż kapał. Głowica…
Niedaleko od nas stały zaparkowane dwie taryfy. Poszliśmy się spytać taksówkarzy czy gdzieś jakiś
warsztat całodobowy znajdziemy. Mówią, że jest niedaleko ale drogi, że lepiej jakiegoś mechanika
znaleźć. Niestety w Kijowie nikogo oprócz Kasi koleżanek nie znaliśmy. Jeden z nich chwycił za telefon
i ok 1 w nocy dzwoni do kolegi. Tłumaczy całą sytuację, że jedziemy taki świat drogi, że taka awaria
miała miejsce i czy nam by nie pomógł. Na koniec rozmowy po przedstawieniu wszystkich objawów
kolega taksówkarzy wyraził chęć pomocy, ale dopiero rano… Gdzie zostawić samochód? Uczynni
kierowcy taksówek zaproponowali nam parking na pobliskim osiedlu. Długo nie myśląc dolaliśmy
trochę oleju bo był w bagażniku, wsiadamy do Wołgi a ona nie chce odpalić. Akumulator się
rozładował. To co korba i kręcimy. Zawsze się śmiałem do mojego Ojca, że chce się nauczyć odpalać
samochód na korbę, jak popsuł się rozrusznik w Uazie robiłem to kilkakrotnie w ciągu dnia.
Taksówkarze nie mogli wyjść z podziwu jak sprawnie i z jaką gracją odpaliłem GAZ’a. Pod eskortą
taksówek przyjechaliśmy na parking gdzie zostawiliśmy samochód. Rodzina oczekiwała, że do
południa przekroczymy granicę więc żeby się nie martwili poinformowaliśmy wszystkich, że
zostajemy u Kasi koleżanek w odwiedzinach. Rano zaprzyjaźniony taryfiarz przyjechał do nas i zabrał
na parking gdzie chwile potem przyjechał drugi z kolegą mechanikiem. Odpalanie na korbę, oględziny
silnika i pada diagnoza – gumki zaworowe. Krótka przejażdżka uliczkami Kijowa pod eskortą dwóch
taryf i zatrzymujemy się między blaszanymi garażami koło blokowiska. Mechanik pojechał z
taksówkarzem po części a jego kolega wziął się za rozbieranie pokrywy zaworowej. Tam
niespodzianek kilka. Luźne prowadzenie zaworu, Ułamana dźwigienka popychacza, totalny brak
gumek zaworowych. Gumki udało się założyć bez większych problemów, prowadzenie zaworu na
szybko zaklepaliśmy śrubokrętem i uszczelniliśmy pastą. W czasie wkładania dźwigienek popychaczy
jedna nie chciała nam wejść. Przyczyną była wypadnięta szklanka prowadząca. Próbowaliśmy
odkręcić osłonę bez wyciągania aparatu zapłonowego ale to się nie udało. Bałem się wyciągania
aparatu bo pamiętam, że ponownie go założyć w Uazie był problem. Nie zdążyłem się odwrócić a
pomocnik mechanika stał z uśmiechem na twarzy trzymając go w prawej ręce mówiąc kalecznym
Polskim „Będzie dobrze…” Szklanki wstawiliśmy na swoje miejsce, popychacze też, regulacja
zaworów a na koniec montaż aparatu zapłonowego. Po 30 min starań w końcu nam się udało. Teraz
regulacja zaworów, drobna regulacja zapłonu, wymiana oleju i chwila prawdy. Samochód odpalił,
jeszcze tylko zapłon doregulowaliśmy, chodzi ładnie równo z tyłu się nie kopci. Zajęło nam to cały
dzień. Jak kończyliśmy składać wszystko to już było ciemno. Miłym faktem było to, że Panowie
taksówkarze cały dzień się interesowali co u nas słychać, jak postępy z remontem. Jeden z nich musiał
cały dzień pracować a drugi pomimo tego że miał wcześniej nockę to był z nami, woził Kasię po części
i oleje.
Rozliczenie za naprawę Ciepłe słowa przed drogą i ruszamy. Wieczór godzina 21 a my
mkniemy po ulicach Kijowa. Trochę źle pojechaliśmy i szukając jakiegoś zawrotu przez kilka
kilometrów jechaliśmy lewym pasem 70 kmh a wszyscy na nas trąbili i mrugali. W końcu trafiliśmy
na wyjazd ze stolicy Ukrainy na trasę Kijów – Kovel – Warszawa. Jechało się super. Samochód płynął
nocą po wschodnich drogach. Wszystkie światła widząc nas zmieniały się na zielone. Po ok. 80 km
dojechaliśmy do przebudowy trasy E373. Na światłach nagle samochód zgasł i stracił prąd. Szczęście
w nieszczęściu znajdowaliśmy się nieopodal stacji benzynowej. Z trudem zepchnęliśmy samochód na
parking stacji. Przejrzeliśmy wszystko co się dało ale niestety żadnego uszkodzenia układu ładowania
nie znaleźliśmy. Nie pozostało nam nic innego jak wezwać lawetę. Przyczyną awarii był brak
ładowania. W czasie podróży na lawecie nasz akumulator się ładował w samochodzie, który nas wiózł
żebyśmy mogli przejechać na kołach przez granicę. W między czasie zadzwoniłem do ojca czy nie
dałby radę po nas przyjechać z lawetą pod granicę. Ok 5 rano byliśmy na stacji 3 km od granicy. Tam
godzinna przerwa, ostatnie tankowanie paliwa 78 oktanowego i ruszamy w stronę granicy.
Jechaliśmy bez świateł żeby oszczędzać prąd. Po stronie ukraińskiej granicę przejechaliśmy bez
większych problemów oprócz jednego incydentu. Strefa między graniczna była trochę zakorkowana
więc chwilę tam postaliśmy. Ludzie się pytali skąd jedziemy, dlaczego takim samochodem, skąd
pomysł na taki zakup. Na przejściu okazało się, że źle zjechaliśmy na odprawę. Musieliśmy zawrócić i
wjechać na odprawę między tirami. Zostaliśmy zważeni i przekierowani na 2 stanowisko odprawowe.
Z kompletem dokumentów udaliśmy się w wyznaczone miejsce gdzie pani celnik powiedziała nam że
jesteśmy pierwszymi indywidualnymi klientami, którzy przewożą samochód z Ukrainy do Polski.
Po wyjaśnieniu zamieszania z dokumentami pozostała nam odprawa celna. Kontrola nr VIN,
naszej tożsamości oraz bagażu. Celnicy z uśmiechem na twarzy życzyli nam szerokiej drogi. Granicę
opuściliśmy o godzinie 11. W krótkim czasie dojechaliśmy do Chełma, gdzie czekał na nas Ojciec
z lawetą. Po długim poranku na przejściu granicznym odświeżyliśmy się i zjedliśmy obiad. Wołgę
zapakowaliśmy na lawetę i udaliśmy się w kierunku domu. Biała na lawecie robiła także ogromne
wrażenie i wzbudzała zainteresowanie na CB radiu, każdy się pytał skąd wieziemy samochód,
w jakich celach, jakie były koszty zakupu i transportu. Późnym wieczorem dojechaliśmy cało i
szczęśliwie do domu. Nie wiem jak bym przeżył całą tą podróż gdyby nie wsparcie Kasi, Naszych
rodzin i znajomych. Wszyscy aktywnie z nami uczestniczyli w całej historii podróży Białej do Polski i w
każdy możliwy sposób nam pomagali. Jedni czynami a inni ciepłymi słowami.
W weekend udałem się Wołgą do kolegi, który zajmuje się naprawą i regeneracją
rozruszników oraz alternatorów. Prądnice od razu usunęliśmy z samochodu i zastąpiliśmy ją
alternatorem marki Bosch z samochodu marki Volkswagen. Także przez kilka dni posiadania
samochodu zauważyłem, że ma problem z odpalaniem a właściwie z prądem, który gubi co jakiś czas.
Znaleźliśmy uszkodzony przekaźnik stacyjki oraz kilka uszkodzeń kabli w instalacji elektrycznej.
Po tych wstępnych zabiegach zająłem się zakończeniem spraw celnych związanych z zakupem
Wołgi. Po opanowaniu dokumentów wziąłem się za kosmetykę oraz braki w pojeździe. Pierwszą
rzeczą rzucającą się w oczy był brak osłonki licznika. Pozostały po niej tylko zielone skrawki. Osłona
została wymieniona na nową niebieską. Kolejną rzeczą było przystosowanie przednich halogenów
jako świateł do jazdy dziennej. Pod samochodem poprawiłem spawy na łączeniu rury z tłumikiem
oraz jego mocowanie do progu ze względu na to że strasznie hałasował. Zdemontowałem wał i
rozebrałem bęben hamulca ręcznego gdyż nie działał z powodu braku łącznika szczęk. Wymianie
też musiałem poddać włącznik świateł bo jak się okazało Walery lub też jego ojciec źle podłączyli
światła i w momencie włączenia długich gasły postojowe i takie tam a miał on już swoje lata i
nie funkcjonował do końca jak powinien. Przeprowadziłem kontrolę wszystkich żarówek deski
rozdzielczej i ich podłączenia gdyż tam było wiele braków. Na koniec zostało uruchomienie
zapalniczki i zegara.
Samochód mało wiele sprawny i zarejestrowany na tablicach czasowych udał się na przegląd
techniczny oraz żeby pozostać w warsztacie w celu remontu silnika gdyż miał przedmuchy i słabe
ciśnienie. W silniku zostały wymienione tłoki, pierścienie, tuleje, panewki, sworznie. Dokonano szlifu
wału i wałka rozrządu. Samochód został wyposażony w nowy rozrząd i zregenerowano głowicę. W
skrzyni biegów wymieniliśmy wałek atakujący, synchronizatory, łożyska i przesuwkę biegów.
Po pracach naprawczych zamontowałem w środku oryginalne radio do którego pokrętła
dorobiłem z gałek meblowych i chromowanych guzików. Na masce zamontowałem chromowaną
listwę oraz jelenia, w którego akurat ta seria nie była fabrycznie wyposażona ale jest on pięknym
wykończeniem długiej maski. Odświeżyłem lakier, chromy oraz wnętrze.
Pomimo tych wszystkich zabiegów pozostała długa listwa rzeczy do zrobienia jak wymienić
zardzewiały próg oraz porobić ogniska korozji i poprawić sprawy lakiernicze gdyż był on kilka
razy podmalowywany w kilku miejscach. W miarę czasu i możliwości finansowych chce odnowić
zniszczone biegiem lat chromy i co niektóre elementy wnętrza.
Cieszę się, że mogłem przedstawić swoją historię.
Pozdrawiam
Szymon MałaczyńsKI
Bytkowice 8
86-010 Koronowo
Tel. 693287575
Email: szymonmalaczynski@wp.pl